Miało nam być łatwo. Miałam się odciąć, mogłam nie odbierać, nie odpisać. Mogłam się nie rozklejać. Chciałam mocno zapomnieć. Chciałam nie widzieć Twojej twarzy, uciec jak najdalej. Codziennie mnie doganiasz, nawet masz czelność pytać dokąd idę! Za co? Za mało płakałam? Za szybko się otrząsnęłam i chciałam czegoś nowego? Tak, na pocieszenie, ale ono mi się akurat należy. Po każdym upokorzeniu, którego nie dostrzegałeś, po każdym wszystkim. Nie mam ochoty na wszystko, znikam za miesiąc. Już tu nie wrócę na stałe, co z tego, skoro Ty będziesz tak blisko? Nigdy nie będę w stanie definitywnie powiedzieć KONIEC. Nie umiem. Tak wiele razy byłam przez Ciebie krytykowana, za coś za co nie powinnam. Nie byłam też święta. Dzisiaj czuję jak dużą krzywdę mi wyrządziłeś tym, że się kiedyś pojawiłeś i od pierwszego dnia zaczarowałeś. Ty mówisz kochaj mnie mimo wszystko, albo, że się boję miłości! JA? Jeśli zwątpisz choć jeden raz - powrotów nie będzie. A były i są jakby wpisane do kalendarza, z którego tak często wykreślałam, wpisywałam Twoje imię. Kaligrafowałam litery by później otrząsnąć się i je dokładnie skreślić. Ile razy jeszcze powiem, że mam dość? Jak wiele razy o tym wspominałam w rozmowie z przyjaciółmi? Ile oni będą w stanie tego słuchać? Może mnie dziś wyręczysz? Marzę o tym. Stanęłam w martwym punkcie...
Boże, dlaczego to widzisz, słuchasz czego mówię i nie robisz nic?
Tak, poczułam się lepiej. To znaczy, że pisanie działa jak spowiedź (przynajmniej w moim odczuciu). Już łzy nie pojawiają się w oczach, jest dziwna i niebezpieczna obojętność, której dotychczas nie znałam.Jest jak jest, nic nie zmieniam. Słucham!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz