piątek, 20 lipca 2012

leniwy dzień


    Budzik dzwoni za wcześnie, kiedy otwiera oczy z rozżaleniem myśli, że nie zdążyła jeszcze zasnąć a już trzeba się budzić. Przymyka podkrążone oczy, zastanawia co ją dzisiaj czeka. Sięga po terminarz, leżący na szafce nocnej i uświadamia sobie, że nie musi się o nic martwić, na stronie, dużymi, czerwonymi literami jest napisane „ABSOLUTNIE LENIWY DZIEŃ”. Uśmiecha się sama do siebie i w ciągu 5 sekund opuszcza swoje łóżko.
Powolnym krokiem kieruje się do łazienki, żałośnie spogląda w lustro i stwierdza, że w ciągu trzech godzin w ogóle się nie wyspała. Twarz zostaje spryskana lodowatą wodą, gorący prysznic kończy się szybkim hartowaniem. Wyskakuje z kabiny i sięga po szlafrok. Przechadzając się po brązowo-czerwonej łazience szczotkuje zęby, robi przy tym dziwne miny do swojego odbicia w lustrze. Kończy swoją toaletę, włącza pocztę i odtwarzacz muzyki. Codziennie inna płyta, dzięki temu żadna jeszcze się jej nie znudziła, do każdej chętnie wraca, dzisiaj gra dla niej Madonna. Czyta maile, reklamy, przegląda portale społecznościowe. Nie potrafi opanować śmiechu widząc posty swoich znajomych, ludzi, o których nie wiedziałaby nic, gdyby nie setki zdjęć, komentarzy wpisywanych pod każdą informacją. Jej wzrok dosięga wibrujący na biurku telefon, patrzy na wyświetlacz, odrzuca połączenie. Dopija resztkę wody, jednak nadal ją suszy. Zrywa się gwałtownie z fotela i jak mała dziewczynka skacze po schodach na parter.
Otwiera lodówkę, szuka czegoś na co ma ochotę. Opierając się na tym jakie sygnały wysyłają jej kubki smakowe, zmysł powonienia i może nieco popsuty wzrok, wybiera czerwonego, brzydkiego pomidora. Nie wygląda jak te naszpikowane chemią z hali sklepowej, na szczęście dobry, starszy sąsiad od czasu do czasu w prezencie podaruje własnej uprawy warzyw i owoców. Brakuje tylko tuńczyka i bułki, na puszce z rybą znajduje karteczkę: “Bułka w piekarniku” - zawsze o niej pamiętali, na stole leży dzisiejsza, świeża gazeta. Nie obeszłaby się bez rodziny, choćby na miesiąc. Otwiera piekarnik, gorąca para uderza ją w twarz, że też zawsze zapomina o uchyleniu drzwiczek. Ze zgrzytem i niechęcią puszka poddaje się jej palcom. Zagląda do środka, widzi tuńczyka w oleju, ale też kryzys. Zauważyła, że więcej tam zalewy jak ryby. Inflacja dotknęła również przemysłu rybnego. Nakłada go na jeszcze ciepłą bułkę, czas na opiekę nad prawie zapomnianym pomidorem. Pierwsze pociągnięcie noża, pierwszy plasterek trafia do ust, uśmiech mimowolnie pojawia się na ustach. Następne kawałki lądują już na kanapce, kiedy cała jest nimi "przystrojona" przychodzi czas na konsumpcję. Konsumpcję, którą można porównać do pewnego rytuału, bo któż normalnie jada śniadanie sam przy wielkim stole na 10 krzeseł? Stawia talerz na na końcu długiego rzędu krzeseł. Równo go stawia, dokładnie po środku, dziś ma być perfekcyjnie. Siada, przysuwa się, sprawdza, czy jej wygodnie, tą kojącą ciszę przerywa gwizd czajnika. Spełza z przysuniętego krzesła, ściąga z płyty urządzenie, zalewa wiórki herbaty wrzątkiem, dzbanuszek zamyka pokrywką. W powietrzu czuć jeszcze słaby zapach esencji herbacianej. Z blatu zbiera codzienną gazetę, wyciąga z niej dodatki, rozkłada na dębowym stole w wachlarz. Otwiera kredens, wyciąga ulubioną filiżankę, stawia ją po prawej stronie talerza. Wraca się do kuchni po łyżeczkę i herbatę. Ustawia wszystko na swoim miejscu, omiata wzrokiem stół sprawdzając czy wszystko jest tak jak powinno być. Chyba tak. Siada na krześle, otwiera gazetę, nalewa herbaty do filiżanki, miesza 3 pełne obroty zgodnie ze wskazówkami zegara, odkłada łyżeczkę na biały spodek. Bierze kanapkę do ust, mały kęs, rozkosz na języku. Miękki i słony tuńczyk idealnie pasuje do słodkiego pomidora. Zawsze musi być zachowany kontrast. Czyta nagłówek, kolejny kęs, kolejna strona, łyk herbaty. Dzwoni telefon, niechętnie sięga do kieszeni szlafroka, patrzy na wyświetlacz, na twarzy pojawia się dziecięcy grymas, zastanawia się czy odebrać, w końcu nie wypada kogoś ignorować po raz kolejny. Naciska zieloną słuchawkę, lakonicznie mówi:
-Słucham? - nawał słów spada na nią jak lawina, próbuje ją zatrzymać, jednak to ona jest teraz ignorowana. W końcu pada pytanie:
- A co u ciebie, kochana? -grzecznie, ale stanowczym głosem odpowiada:
- Jadłam śniadanie.
- O już skończyłaś? Może po ciebie przyjadę? Za ile będziesz gotowa?
-  Nie skończyłam, przerwałeś mi. - szepta lekko poirytowana. Jednak chyba za mało by można to było wyczuć w jej głosie, rozmówca nadal żądny dialogu stara się go za wszelką cenę przedłużyć
- A co jesz? - teraz już nie jest zirytowana, jest zdenerwowana.
- Kanapkę, popijam herbatą, czytam gazetę coś jeszcze?!- w słuchawce głucho, czyżby te cholernie ważne pytania się skończyły? Tak, zamiast tego słychać:
- Jesteś niegrzeczna. skoro przerwałem to po co odbierałaś?
-  Sądziłam, że grzeczniej będzie odebrać, niż kolejny raz Cię zignorować - nie zniechęciło to go do rozmowy, powiedział tylko
- Jak Ci się humor polepszy to zadzwoń, chcę Cię słyszeć. Pa - i się rozłączył. Polepszy? A nie poprawi? Humor wrócił natychmiast. Wróciła do swojego śniadania. Może potem oddzwoni.
Kończy jeść, dopija herbatę, zamyka rozkładówkę, naczynia lądują w zlewie, ona przenosi się na kanapę. Rozkłada duży pled, chowa się pod nim, włącza telewizor, skacze po kanałach i omija telewizję śniadaniową, poranne wydanie tvn24, na które zwykle nie ma czasu. Ogląda relację na żywo z miejsca wypadku, w tle widać zmasakrowany samochód i porzucony szkolny tornister. Ilość ofiar nieznana, nie wiadomo ile osób znajdowało się w aucie, które teraz przypomina puszkę zgniecioną butem. Zastanawia się jak mogło do tego dojść. Być może kierowca zasnął, dziecko wybiegło na drogę. Nie myśli, że mogłoby to być zabójstwo z premedytacją. Za bardzo wierzy w ludzi, a jeśli tym razem się myli?
Nagle odzywa się głos prezentera: “nieoficjalnie stwierdzono, że na miejscu wypadku doszło do zabójstwa a zwłoki zostały podrzucone wprost pod koła kierowcy. Czekamy na dalsze wyjaśnienia i oświadczenie komendy policji w tej sprawie”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz