Budzik dzwoni za wcześnie, kiedy otwiera oczy z rozżaleniem myśli, że
nie zdążyła jeszcze zasnąć a już trzeba się budzić. Przymyka podkrążone
oczy, zastanawia co ją dzisiaj czeka. Sięga po terminarz, leżący na
szafce nocnej i uświadamia sobie, że nie musi się o nic martwić, na
stronie, dużymi, czerwonymi literami jest napisane „ABSOLUTNIE LENIWY
DZIEŃ”. Uśmiecha się sama do siebie i w ciągu 5 sekund opuszcza swoje
łóżko.
Powolnym krokiem kieruje się do łazienki, żałośnie spogląda w lustro i
stwierdza, że w ciągu trzech godzin w ogóle się nie wyspała. Twarz
zostaje spryskana lodowatą wodą, gorący prysznic kończy się szybkim
hartowaniem. Wyskakuje z kabiny i sięga po szlafrok. Przechadzając się
po brązowo-czerwonej łazience szczotkuje zęby, robi przy tym dziwne miny
do swojego odbicia w lustrze. Kończy swoją toaletę, włącza pocztę i
odtwarzacz muzyki. Codziennie inna płyta, dzięki temu żadna jeszcze się
jej nie znudziła, do każdej chętnie wraca, dzisiaj gra dla niej Madonna.
Czyta maile, reklamy, przegląda portale społecznościowe. Nie potrafi
opanować śmiechu widząc posty swoich znajomych, ludzi, o których nie
wiedziałaby nic, gdyby nie setki zdjęć, komentarzy wpisywanych pod każdą
informacją. Jej wzrok dosięga wibrujący na biurku telefon, patrzy na
wyświetlacz, odrzuca połączenie. Dopija resztkę wody, jednak nadal ją
suszy. Zrywa się gwałtownie z fotela i jak mała dziewczynka skacze po
schodach na parter.
Otwiera
lodówkę, szuka czegoś na co ma ochotę. Opierając się na tym jakie
sygnały wysyłają jej kubki smakowe, zmysł powonienia i może nieco
popsuty wzrok, wybiera czerwonego, brzydkiego pomidora. Nie wygląda jak
te naszpikowane chemią z hali sklepowej, na szczęście dobry, starszy
sąsiad od czasu do czasu w prezencie podaruje własnej uprawy warzyw i
owoców. Brakuje tylko tuńczyka i bułki, na puszce z rybą znajduje
karteczkę: “Bułka w piekarniku” - zawsze o niej pamiętali, na stole leży
dzisiejsza, świeża gazeta. Nie obeszłaby się bez rodziny, choćby na
miesiąc. Otwiera piekarnik, gorąca para uderza ją w twarz, że też zawsze
zapomina o uchyleniu drzwiczek. Ze zgrzytem i niechęcią puszka poddaje
się jej palcom. Zagląda do środka, widzi tuńczyka w oleju, ale też
kryzys. Zauważyła, że więcej tam zalewy jak ryby. Inflacja dotknęła
również przemysłu rybnego. Nakłada go na jeszcze ciepłą bułkę, czas na
opiekę nad prawie zapomnianym pomidorem. Pierwsze pociągnięcie noża,
pierwszy plasterek trafia do ust, uśmiech mimowolnie pojawia się na
ustach. Następne kawałki lądują już na kanapce, kiedy cała jest nimi
"przystrojona" przychodzi czas na konsumpcję. Konsumpcję, którą można
porównać do pewnego rytuału, bo któż normalnie jada śniadanie sam przy
wielkim stole na 10 krzeseł? Stawia talerz na na końcu długiego rzędu
krzeseł. Równo go stawia, dokładnie po środku, dziś ma być perfekcyjnie.
Siada, przysuwa się, sprawdza, czy jej wygodnie, tą kojącą ciszę
przerywa gwizd czajnika. Spełza z przysuniętego krzesła, ściąga z płyty
urządzenie, zalewa wiórki herbaty wrzątkiem, dzbanuszek zamyka pokrywką.
W powietrzu czuć jeszcze słaby zapach esencji herbacianej. Z blatu
zbiera codzienną gazetę, wyciąga z niej dodatki, rozkłada na dębowym
stole w wachlarz. Otwiera kredens, wyciąga ulubioną filiżankę, stawia ją
po prawej stronie talerza. Wraca się do kuchni po łyżeczkę i herbatę.
Ustawia wszystko na swoim miejscu, omiata wzrokiem stół sprawdzając czy
wszystko jest tak jak powinno być. Chyba tak. Siada na krześle, otwiera
gazetę, nalewa herbaty do filiżanki, miesza 3 pełne obroty zgodnie ze
wskazówkami zegara, odkłada łyżeczkę na biały spodek. Bierze kanapkę do
ust, mały kęs, rozkosz na języku. Miękki i słony tuńczyk idealnie pasuje
do słodkiego pomidora. Zawsze musi być zachowany kontrast. Czyta
nagłówek, kolejny kęs, kolejna strona, łyk herbaty. Dzwoni telefon,
niechętnie sięga do kieszeni szlafroka, patrzy na wyświetlacz, na twarzy
pojawia się dziecięcy grymas, zastanawia się czy odebrać, w końcu nie
wypada kogoś ignorować po raz kolejny. Naciska zieloną słuchawkę,
lakonicznie mówi:
-Słucham?
- nawał słów spada na nią jak lawina, próbuje ją zatrzymać, jednak to
ona jest teraz ignorowana. W końcu pada pytanie:
- A co u ciebie, kochana? -grzecznie, ale stanowczym głosem odpowiada:
- Jadłam śniadanie.
- O już skończyłaś? Może po ciebie przyjadę? Za ile będziesz gotowa?
-
Nie skończyłam, przerwałeś mi. - szepta lekko poirytowana. Jednak
chyba za mało by można to było wyczuć w jej głosie, rozmówca nadal żądny
dialogu stara się go za wszelką cenę przedłużyć
- A co jesz? - teraz już nie jest zirytowana, jest zdenerwowana.
-
Kanapkę, popijam herbatą, czytam gazetę coś jeszcze?!- w słuchawce
głucho, czyżby te cholernie ważne pytania się skończyły? Tak, zamiast
tego słychać:
- Jesteś niegrzeczna. skoro przerwałem to po co odbierałaś?
- Sądziłam, że grzeczniej będzie odebrać, niż kolejny raz Cię zignorować - nie zniechęciło to go do rozmowy, powiedział tylko
-
Jak Ci się humor polepszy to zadzwoń, chcę Cię słyszeć. Pa - i się
rozłączył. Polepszy? A nie poprawi? Humor wrócił natychmiast. Wróciła do
swojego śniadania. Może potem oddzwoni.
Kończy
jeść, dopija herbatę, zamyka rozkładówkę, naczynia lądują w zlewie, ona
przenosi się na kanapę. Rozkłada duży pled, chowa się pod nim, włącza
telewizor, skacze po kanałach i omija telewizję śniadaniową, poranne
wydanie tvn24, na które zwykle nie ma czasu. Ogląda relację na żywo z
miejsca wypadku, w tle widać zmasakrowany samochód i porzucony szkolny
tornister. Ilość ofiar nieznana, nie wiadomo ile osób znajdowało się w
aucie, które teraz przypomina puszkę zgniecioną butem. Zastanawia się
jak mogło do tego dojść. Być może kierowca zasnął, dziecko wybiegło na
drogę. Nie myśli, że mogłoby to być zabójstwo z premedytacją. Za bardzo
wierzy w ludzi, a jeśli tym razem się myli?
Nagle
odzywa się głos prezentera: “nieoficjalnie stwierdzono, że na miejscu
wypadku doszło do zabójstwa a zwłoki zostały podrzucone wprost pod koła
kierowcy. Czekamy na dalsze wyjaśnienia i oświadczenie komendy policji w
tej sprawie”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz