sobota, 28 lipca 2012

mimo wszystko

Miało nam być łatwo. Miałam się odciąć, mogłam nie odbierać, nie odpisać. Mogłam się nie rozklejać. Chciałam mocno zapomnieć. Chciałam nie widzieć Twojej twarzy, uciec jak najdalej. Codziennie mnie doganiasz, nawet masz czelność pytać dokąd idę! Za co? Za mało płakałam? Za szybko się otrząsnęłam i chciałam czegoś nowego? Tak, na pocieszenie, ale ono mi się akurat należy. Po każdym upokorzeniu, którego nie dostrzegałeś, po każdym wszystkim. Nie mam ochoty na wszystko, znikam za miesiąc. Już tu nie wrócę na stałe, co z tego, skoro Ty będziesz tak blisko? Nigdy nie będę w stanie definitywnie powiedzieć KONIEC. Nie umiem. Tak wiele razy byłam przez Ciebie krytykowana, za coś za co nie powinnam. Nie byłam też święta. Dzisiaj czuję jak dużą krzywdę mi wyrządziłeś tym, że się kiedyś pojawiłeś i od pierwszego dnia zaczarowałeś. Ty mówisz kochaj mnie mimo wszystko, albo, że się boję miłości! JA? Jeśli zwątpisz choć jeden raz - powrotów nie będzie. A były i są jakby wpisane do kalendarza, z którego tak często wykreślałam, wpisywałam Twoje imię. Kaligrafowałam litery by później otrząsnąć się i je dokładnie skreślić. Ile razy jeszcze powiem, że mam dość? Jak wiele razy o tym wspominałam w rozmowie z przyjaciółmi? Ile oni będą w stanie tego słuchać? Może mnie dziś wyręczysz? Marzę o tym. Stanęłam w martwym punkcie...
Boże, dlaczego to widzisz, słuchasz czego mówię i nie robisz nic?


Tak, poczułam się lepiej. To znaczy, że pisanie działa jak spowiedź (przynajmniej w moim odczuciu). Już łzy nie pojawiają się w oczach, jest dziwna i niebezpieczna obojętność, której dotychczas nie znałam.Jest jak jest, nic nie zmieniam. Słucham!

niedziela, 22 lipca 2012

23 stycznia 2011

Polska. Oto znajdujemy się w świecie absurdu. Kraj, w którym co piąty mieszkaniec stracił życie w czasie drugiej wojny światowej, którego 1/5 narodu żyje poza granicami kraju i w którym co 3 mieszkaniec ma 20lat. Kraj, który ma dwa razy więcej studentów niż Francja, a inżynier zarabia tu mniej niż przeciętny robotnik. Kraj, gdzie człowiek wydaje dwa razy więcej niż zarabia, gdzie przeciętna pensja nie przekracza ceny (!) trzech par dobrych butów, gdzie jednocześnie nie ma biedy a obcy kapitał się pcha drzwiami i oknami. Kraj, w którym cena samochodu równa się trzyletnim zarobkom, a mimo to trudno znaleźć miejsce na parkingu. Kraj, w którym rządzą byli socjaliści, w którym święta kościelne są dniami wolnymi od pracy (!) Cudzoziemiec musi zrezygnować tu z jakiejkolwiek logiki, jeśli nie chce stracić gruntu pod nogami. Dziwny kraj, w którym z kelnerem można porozmawiać po angielsku, z kucharzem po francusku, ekspedientem po niemiecku a ministrem lub jakimkolwiek urzędnikiem państwowym tylko za pośrednictwem tłumacza. Polacy! Jak wy to robicie?!

Coś się zmieniło po półtora roku od napisania? Dla mnie nie. Plan ucieczki w życie został wprowadzony!

piątek, 20 lipca 2012

leniwy dzień


    Budzik dzwoni za wcześnie, kiedy otwiera oczy z rozżaleniem myśli, że nie zdążyła jeszcze zasnąć a już trzeba się budzić. Przymyka podkrążone oczy, zastanawia co ją dzisiaj czeka. Sięga po terminarz, leżący na szafce nocnej i uświadamia sobie, że nie musi się o nic martwić, na stronie, dużymi, czerwonymi literami jest napisane „ABSOLUTNIE LENIWY DZIEŃ”. Uśmiecha się sama do siebie i w ciągu 5 sekund opuszcza swoje łóżko.
Powolnym krokiem kieruje się do łazienki, żałośnie spogląda w lustro i stwierdza, że w ciągu trzech godzin w ogóle się nie wyspała. Twarz zostaje spryskana lodowatą wodą, gorący prysznic kończy się szybkim hartowaniem. Wyskakuje z kabiny i sięga po szlafrok. Przechadzając się po brązowo-czerwonej łazience szczotkuje zęby, robi przy tym dziwne miny do swojego odbicia w lustrze. Kończy swoją toaletę, włącza pocztę i odtwarzacz muzyki. Codziennie inna płyta, dzięki temu żadna jeszcze się jej nie znudziła, do każdej chętnie wraca, dzisiaj gra dla niej Madonna. Czyta maile, reklamy, przegląda portale społecznościowe. Nie potrafi opanować śmiechu widząc posty swoich znajomych, ludzi, o których nie wiedziałaby nic, gdyby nie setki zdjęć, komentarzy wpisywanych pod każdą informacją. Jej wzrok dosięga wibrujący na biurku telefon, patrzy na wyświetlacz, odrzuca połączenie. Dopija resztkę wody, jednak nadal ją suszy. Zrywa się gwałtownie z fotela i jak mała dziewczynka skacze po schodach na parter.
Otwiera lodówkę, szuka czegoś na co ma ochotę. Opierając się na tym jakie sygnały wysyłają jej kubki smakowe, zmysł powonienia i może nieco popsuty wzrok, wybiera czerwonego, brzydkiego pomidora. Nie wygląda jak te naszpikowane chemią z hali sklepowej, na szczęście dobry, starszy sąsiad od czasu do czasu w prezencie podaruje własnej uprawy warzyw i owoców. Brakuje tylko tuńczyka i bułki, na puszce z rybą znajduje karteczkę: “Bułka w piekarniku” - zawsze o niej pamiętali, na stole leży dzisiejsza, świeża gazeta. Nie obeszłaby się bez rodziny, choćby na miesiąc. Otwiera piekarnik, gorąca para uderza ją w twarz, że też zawsze zapomina o uchyleniu drzwiczek. Ze zgrzytem i niechęcią puszka poddaje się jej palcom. Zagląda do środka, widzi tuńczyka w oleju, ale też kryzys. Zauważyła, że więcej tam zalewy jak ryby. Inflacja dotknęła również przemysłu rybnego. Nakłada go na jeszcze ciepłą bułkę, czas na opiekę nad prawie zapomnianym pomidorem. Pierwsze pociągnięcie noża, pierwszy plasterek trafia do ust, uśmiech mimowolnie pojawia się na ustach. Następne kawałki lądują już na kanapce, kiedy cała jest nimi "przystrojona" przychodzi czas na konsumpcję. Konsumpcję, którą można porównać do pewnego rytuału, bo któż normalnie jada śniadanie sam przy wielkim stole na 10 krzeseł? Stawia talerz na na końcu długiego rzędu krzeseł. Równo go stawia, dokładnie po środku, dziś ma być perfekcyjnie. Siada, przysuwa się, sprawdza, czy jej wygodnie, tą kojącą ciszę przerywa gwizd czajnika. Spełza z przysuniętego krzesła, ściąga z płyty urządzenie, zalewa wiórki herbaty wrzątkiem, dzbanuszek zamyka pokrywką. W powietrzu czuć jeszcze słaby zapach esencji herbacianej. Z blatu zbiera codzienną gazetę, wyciąga z niej dodatki, rozkłada na dębowym stole w wachlarz. Otwiera kredens, wyciąga ulubioną filiżankę, stawia ją po prawej stronie talerza. Wraca się do kuchni po łyżeczkę i herbatę. Ustawia wszystko na swoim miejscu, omiata wzrokiem stół sprawdzając czy wszystko jest tak jak powinno być. Chyba tak. Siada na krześle, otwiera gazetę, nalewa herbaty do filiżanki, miesza 3 pełne obroty zgodnie ze wskazówkami zegara, odkłada łyżeczkę na biały spodek. Bierze kanapkę do ust, mały kęs, rozkosz na języku. Miękki i słony tuńczyk idealnie pasuje do słodkiego pomidora. Zawsze musi być zachowany kontrast. Czyta nagłówek, kolejny kęs, kolejna strona, łyk herbaty. Dzwoni telefon, niechętnie sięga do kieszeni szlafroka, patrzy na wyświetlacz, na twarzy pojawia się dziecięcy grymas, zastanawia się czy odebrać, w końcu nie wypada kogoś ignorować po raz kolejny. Naciska zieloną słuchawkę, lakonicznie mówi:
-Słucham? - nawał słów spada na nią jak lawina, próbuje ją zatrzymać, jednak to ona jest teraz ignorowana. W końcu pada pytanie:
- A co u ciebie, kochana? -grzecznie, ale stanowczym głosem odpowiada:
- Jadłam śniadanie.
- O już skończyłaś? Może po ciebie przyjadę? Za ile będziesz gotowa?
-  Nie skończyłam, przerwałeś mi. - szepta lekko poirytowana. Jednak chyba za mało by można to było wyczuć w jej głosie, rozmówca nadal żądny dialogu stara się go za wszelką cenę przedłużyć
- A co jesz? - teraz już nie jest zirytowana, jest zdenerwowana.
- Kanapkę, popijam herbatą, czytam gazetę coś jeszcze?!- w słuchawce głucho, czyżby te cholernie ważne pytania się skończyły? Tak, zamiast tego słychać:
- Jesteś niegrzeczna. skoro przerwałem to po co odbierałaś?
-  Sądziłam, że grzeczniej będzie odebrać, niż kolejny raz Cię zignorować - nie zniechęciło to go do rozmowy, powiedział tylko
- Jak Ci się humor polepszy to zadzwoń, chcę Cię słyszeć. Pa - i się rozłączył. Polepszy? A nie poprawi? Humor wrócił natychmiast. Wróciła do swojego śniadania. Może potem oddzwoni.
Kończy jeść, dopija herbatę, zamyka rozkładówkę, naczynia lądują w zlewie, ona przenosi się na kanapę. Rozkłada duży pled, chowa się pod nim, włącza telewizor, skacze po kanałach i omija telewizję śniadaniową, poranne wydanie tvn24, na które zwykle nie ma czasu. Ogląda relację na żywo z miejsca wypadku, w tle widać zmasakrowany samochód i porzucony szkolny tornister. Ilość ofiar nieznana, nie wiadomo ile osób znajdowało się w aucie, które teraz przypomina puszkę zgniecioną butem. Zastanawia się jak mogło do tego dojść. Być może kierowca zasnął, dziecko wybiegło na drogę. Nie myśli, że mogłoby to być zabójstwo z premedytacją. Za bardzo wierzy w ludzi, a jeśli tym razem się myli?
Nagle odzywa się głos prezentera: “nieoficjalnie stwierdzono, że na miejscu wypadku doszło do zabójstwa a zwłoki zostały podrzucone wprost pod koła kierowcy. Czekamy na dalsze wyjaśnienia i oświadczenie komendy policji w tej sprawie”.

domowy lew

Wracam i w połowie drogi odwracam się na pięcie. W głowie tłoczę myśli, przygotowuję sobie tyle słów. Otwieram usta, układam je do tej jednej spółgłoski, ale nie wydobywa się z nich dźwięk. Tchórzę! Ostatnio coraz częściej. Dziś bym nie zgodziła się na wszystko, nie zachęci mnie nikt do czegoś do czego nie jestem przekonana. Nie chcę. Świadomie podejmuję swoje decyzje, ja poniosę ich konsekwencje, których się szczerze boję. Więc stoję za kimś, nie obok, nie po partnersku. Zaczynam się zmieniać w strachliwe, małe zwierzątko domowe. Ale pokażę pazurki, już niedługo, tylko niech Cię dostanę w swoje łapki, będzie smacznie, niebezpiecznie, na długo to zapamiętasz! A jeśli będziesz chciał odejść, będę walczyła jak lwica! O co? O nas.

sobota, 7 lipca 2012

Przyjdę zanim zaśniesz

Obiecywał zawsze, że wróci nim ona zamknie oczy. Dzisiaj wyjeżdża, na długo co gorsze nie wiadomo czy w ogóle wróci do domu. Dziewczyna twardo trzyma się podłogi stopami, głos z leksza drży, łzy są niepohamowane. Chłopak dziś rano nałożył idealną maskę dzielnego żołnierza, choć w środku trzęsie portkami, jego myśli zajmuje ona, ich przyszłość i to co powinno być na pierwszym miejscu, front. Musi się pożegnać, zarzeka się, że wróci, kobieta blada jak ściana nakazuje by dzwonił, kiedy tylko może a ona odbierze, zawsze. On musi odejść, jest proszony o wejście do bramki. Ona resztkiem sił popycha go w tamtą stronę, całując może i ostatni raz.

Minął długi czas, on wrócił, ona go wita. On się cieszy, on przygląda się jej. Ona się rumieni i mówi: żebyś się nie przestraszył, nic nie wspominałam. Mężczyzna skacze z radości, klęczy, prosi a kobieta się zgadza. Od teraz on wraca do domu wcześniej, zasypia obok niej. Jednak nie może zapomnieć o tej, którą zostawił wracając z długiej podróży, karci się za to. Tutaj ma zobowiązania, tutaj ma ich.

czwartek, 5 lipca 2012

specyficzny zapach

W skrzynce znalazła paczkę, bez adresu nadawcy, wypchana jakby w środku był materiał. Zaintrygowana zawartością zaraz po zamknięciu drzwi rozerwała papier w dłoniach i zobaczyła swoją starą koszulę, o wiele na nią za dużą, służyła jako koszula nocna. Uśmiechnęła się, już wiedziała od kogo dostała  pękatą papierową kopertę. Znalazła też liścik "Nie myśl, że dopiero teraz robię pranie, po prostu do dzisiaj nie otworzyłem Twojej szuflady. Odezwij się, proszę!". Ubranie pachniało jego mieszkaniem, gdzie w powietrzu wyczuwała cynamon, pomieszany z bazylią i  parmezanem.Włożyła ją natychmiast, oddała się codziennym obowiązkom. Poczuła jak ją obejmuje w pasie, jak splata swoje dłonie z jej, zaciąga się nią, ale nie czuje nic. Podobno niektórzy mężczyźni tego nie rozróżniają. Teraz ona zapomniała o zapachu koszuli, liczył się ten, który jest z nią, pachnący czekoladą, miętą i odrobiną opium.

wtorek, 3 lipca 2012

750

Skoro w ostatnim miesiącu odwiedziło mnie ponad 750 osób, to chyba nadszedł czas na skakanie z radości!
Nie będę obiecywała, że co 12, 24 h będą pojawiały się posty bo nigdy nie składam obietnic, których możliwie nie spełnię. Cieszcie się razem ze mną!
dziękuję słodko i ślicznie, jest mi niezmiernie miło.
Ktoś zaproponował pisanie w j. ang. dobra propozycja - głęboko się nad nią zastanawiamy
Pozdrawiam!
Do następnego!